Młodość jest czasem, w którym kreatywność i odwaga bardzo często daje o sobie znać. Mając swoją pasję jesteśmy w stanie przeciwstawić się wszelkim przeciwnościom losu, z upartością dążyć do realizowania swoich marzeń, pasji czy głoszenia własnych przekonań.
100 lat temu, kiedy Polska krótko po odzyskaniu niepodległości musiała zmagać się z inflacją i innymi trudami związanymi z odbudową państwa, grupka chłopaków z działającego na Dębcu Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży wpadła na wyjątkowo nieszablonowy, przynajmniej jak na tamtejsze realia pomysł.
Zadaniem osób działających w KSM była zachęta rówieśników do chodzenia do kościoła, najefektywniejszym elementem promocji był sport. Z racji na domniemaną „przeciętną użyteczność życiową” sceptycznie nastawiony do piłki nożnej był ksiądz Karol Seichter, ówczesny opiekun grupy. Członkowie stowarzyszenia grali w piłkę tylko w wolnych chwilach, 19 marca 1922 roku postanowili nadać swojej pasji formalnego charakteru.
Sceptycyzm przedstawiciela kościoła katolickiego wobec założenia klubu piłkarskiego łudząco przypomina początki Borussi Dortmund, wówczas jednak niemiecka młodzież spotkała się ze zdecydowanie większym uporem ze strony lokalnego proboszcza.
Dokładnie 100 lat temu powstał klub piłkarski Lutnia Dębiec, który stanowił protoplastę dzisiejszego Lecha Poznań. Dlaczego lutnia? Odpowiedź jest bardzo prosta’ nowy klub piłkarski miał grać jak z nut. Nazwa nie wryła się jednak w serca i mózgi poznaniaków, gdyż dość szybko stała się Ligą, a następnie Kolejowym Przyspospobieniem Wojskowym.
KPW rozwijało się na poznańskim rynku wyjątkowo dynamicznie. Krewki zespół kojarzony głównie z koleją jeszcze przed awansem do Ekstraklasy potrafił stawić czoła rywalom z wyższych lig, w tym cieszącą się wysoką estymą w XX-leciu międzywojennym Wartą Poznań. Pierwszy awans do Ekstraklasy został bardzo mocno opóźniony przez wybuch II wojny światowej. W 1947 roku poznańska lokomotywa pojawiła się po raz pierwszy w Ekstraklasie.
Nazewnictwo poznańskiego klubu po wojnie coraz bardziej zaczęło przypominać współczesne, ówczesny Kolejarz zaczął rozpalać serca poznańskiego społeczeństwa, które gromadziło się w wielkich grupach pod siedzibą lokalnej redakcji, aby poznać wynik meczu. Innym sposobem na przekazywanie informacji w tamtych czasach były osoby z megafonami, które były rozlokowane w różnych częściach miasta. Złotymi literami w historii klubu zapisał się tercet ABC (Teodor Anioła, Stefan Białas i Henryk Czapczyk), które swoimi golami i nieszablonowością sprawiło, że tysiące poznaniaków pokochało futbol. Nikt w historii Lecha Poznań nie strzelił tyle goli, ile Teodor Anioła.
Lech w tamtym czasie potrafił budzić grozę, co pokazuje mecz przeciwko Szombierkom Bytom z 1950 roku, wygrana 11:1 była największą w historii klubu, nikt później nie powtórzył też wyczynu Teodora Anioły, który strzelił 6 goli w jednym meczu.
Lech stał się Lechem dopiero w 1957 roku, wcześniej nikt nie stosował tej nazwy. Myślano nad tym, czy nie nazwać drużyny Pogonią, ale osoby związane z koszykówką lobbowały za Lechem i im się udało. Nazwa początkowo spotkała się ze sceptycyzmem poznańskiego społeczeństwa, dlatego równolegle do dziś równolegle stosuje się przydomek „Kolejorz”.
Pełne pasji i oddania Lechowi społeczeństwo poznańskie charakteryzowało się tym, że w przypadku poważnych niepowodzeń, takich jak spadek z Ekstraklasy i wieloletnia obecność na niższych szczeblach rozgrywek, entuzjazm związany ze wspieraniem klubu nie wygasł. W historii Lecha Poznań takie zjawisko było widoczne kilkukrotnie. W 1957 roku Lech po zmianie nazwy spadł do drugiej ligi , w latach 1963- 1972 Ekstraklasa stawała się dla mającego problemy poznańskiego futbolu coraz bardziej sferą marzeń.
Nieżyjący już dziennikarz Radia Poznań Jacek Hałasik, człowiek świetnie rozeznany w historii Lecha na wieść o kłopotach lubił mówić „Co to są teraz za kłopoty?! Kłopoty były, kiedy Lech grał w III lidze!”. Nawet spadek na tak niski szczebel rozgrywkowy nie zgasił w poznaniakach zapału do wspierania „Kolejorza”. W 1965 roku na mecz o awans do II ligi ze Starem Starachowice na wyjazd pojechało ponad 10 tysięcy kibiców Lecha, a jeszcze większa grupa witała ówczesnych bohaterów na dworcu w Poznaniu. Stolica Wielkopolski zawsze była miejscem, gdzie największe znaczenie miała waleczność, zaangażowanie i pozytywna energia, poziom rozgrywkowy schodził na dalszy plan.
Na uwagę zasługuje mecz z 1972 roku, kiedy Lech grał o awans do Ekstraklasy, mierzył się wówczas z Zawiszą Bydgoszcz. Na stadionie w Poznaniu było obecnych wówczas 60 tysiêcy kibiców. Jest to liczba niespotykana na niższym szczeblu rozgrywkowym niż Ekstraklasa i stanowi fenomen w skadli międzynarodowej. Awans do Ekstraklasy był kamieniem milowym dla dalszego rozwoju klubu, pomógł także ukierunkować niemal całe społeczeństwo wielkopolskie w stronę wspierania Lecha. Poznań nie miał Ekstraklasy, Olimpia i Warta ugrzęzły w niższych ligach, więc awans stanowił przekazanie w pełni prymu w mieście Lechowi.
Lata 70-te były okresem szalonym, w którym stadion zapełniał się w sposób bardziej liczny niż mógł pomieścić stadion. Wielu kibiców pojawiało się na stadionie na Dębcu bez biletów. Kiedy kibic wszedł na stadion, to z powodu ścisku nie mógł z niego wyjść w trakcie trwania zawodów. Droga na mecz również nie należała do najłatwiejszych. Kibice Lecha Poznań stanowili tak liczną grupę, że nie mieścili się w autobusach i tramwajach, często jeździli na dachach tych pojazdów. Wieloletni dziennikarz Andrzej Kuczyński zapewnia jednak, że podczas ekstramalnych wojaży nic nikomu siê nie stało.
Lata 80-te były definiowane jako czasy “Wielkiego Lecha”. Kibice poznańskiej lokomotywy musieli czekać równo 60 lat na pierwsze trofeum wywalczone przez “Kolejorza”. Piłkarzem, który działał na wyobraźnię lokalnego społeczeñstwa by³ Mirosław Okoński, który wiązał krawaty lewą nogą. Okoński sprowadzony z Koszalina był uwielbiany, później kibice poznańscy łagodnie mówiąc byli z nim na bakier, kiedy poszedł na służbę wojskową do Legii Warszawa. Mógł zostać w stolicy, ale stwierdził, że chce wrócić do Poznania i budować tutaj swoją legendę To po jego trafieniu Lech w 1982 roku pokonał Pogoñ Szczecin i zdobył pierwsze trofeum w historii klubu – Puchar Polski.
Poznań wówczas kojarzył się z miejscem, w którym piłkarze bawili siê najwiêcej w całej Polsce. Po zdobyciu pucharu we wrocławskim hotelu barman miał wiele pracy, gdyż piłkarze Lecha Poznań do późnej nocy świętowali upragniony i długo wyczekiwany sukces na 60-lecie klubu. Wygrana w Pucharze Polski wiązała się z tym, że Lech po raz pierwszy w swojej historii zagrał w europejskich pucharach.
Rozgrywki europejskie sprawiły, że do Poznania przyjechały osoby, które zostawiły duże piętno na historii piłki nożnej. Nazwiska? Sir Alex Ferguson, Jupp Heynckess, Franz Beckenbauer czy Johann Cruyff. W pierwszych występach w europejskich pucharach w Lechu było widać brak doświadczenia, możliwość zetknięcia się z futbolem zachodnim była pięknym wspomnieniem, ale również bardzo trudnym wyzwaniem. W starciach z MSV Duisburg, czy FC Aberdeen, które trenował wspomniany wcześniej Ferguson poznańska lokomotywa poznała co to znaczy wyższa jakość zespołu i większa świadomośćtaktyczna.
Pierwsze mistrzostwo Lech Poznañ zdobył w roku 1983 w Zabrzu, kibice górniczego klubu zawsze mieli przyjazne stosunki z wielkopolskim klubem i nie inaczej było w meczu o mistrzostwo Polski. Lech zwyciężył 2:0, a drużyna z Mirosławem Okońskim na czele została pochłonię przez wir tańca, śpiewów i toastów. W drodze powrotnej z Zabrza autokar “Kolejorza” został zatrzymany przez podejrzanie wyglądające samochody, byli to lokalni “królowie dżinsów kurtek skórzanych czy wędlin, którzy inwestowali pieniądze w Lecha Poznań (innymi słowy słynni prywaciorze) i chcieli otrzymać za to odpowiednie profity. Przykład? Zabranie Mirka Okońskiego do własnego samochodu i pojechanie z nim na całonocną balangę po zdobytym mistrzostwie!
Myśląc o najlepszym meczu w 100-letniej historii Lecha Poznań wielu od razu myśli o roku to 1983 i starciu z mistrzem Hiszpanii Athleticiem Bilbao. Baskijscy mistrzowie na tle innych rywali z La Liga wyróżniali się większą nieustępliwością i brutalnością. O bezwzględności Goikoetxei przekonał się m.in. Diego Armando Maradona, kiedy ten sprawił mu ciężką kontuzję. Zupełnie nieoczekiwanie „Kolejorz” niesiony 40 tysiącami kibiców przy Bułgarskiej pokonał mistrza Hiszpanii 2:0. Patrząc jednak na okoliczności meczowe trener Łazarek nie był do końca zadowolony, gdyż klarownych sytuacji było więcej. Był to dzień, w którym Lech grał jak z nut, a dwa gole przewagi przed rewanżem z tak silnym zespołem to bardzo niebezpieczny wynik. Stało się to, co najgorsze, w rewanżu Athletic pokonał Lecha aż 4:0. Sam Okoński przyznawał, że widząc sytuacje z Maradoną bał się o swoje nogi, jak widział Goikotxeeę. Był to być może najmocniejszy Lech w historii, gdyż wówczas na krajowym podwórku jedyny raz w swojej historii sięgnął po dublet.
Inny legendarny mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach został rozegrany w 1988 roku, kiedy Lech nie był już tak mocną drużyną i nie wiódł prymu w Polsce. Rywalem okazała się FC Barcelona prowadzona przez legendarnego Johanna Cruyffa, twórcę „dream teamu”, człowieka, który był punktem odniesienia i filozoficzną encyklopedią dla Pepa Guardioli i innych wyznawców futbolu pozycyjnego. „Blaugrana” posiadała w swoim składzie kilka znanych legend; Garego Linekera, późniejszego trenera Lecha Poznań Jose Mari Bakeru, Antoniego Zubizarettę, czy Txikiego Beguiristaina, który razem z Guardiolą zbudował dziś wielki Manchester City. Na Camp Nou doszło do sensachi, nieoczekiwania Lech Poznań zremisował 1:1, a Kolejorz sprawił Barcelonie takie problemy, że znany z wielu kontrowersji prezydent Barcy Josep Lluiz Nunez był gotowy złożyć ofertę korupcyjną Lechowi. Poznaniacy się nie ugięli. Przed meczem rewanżowym Cruyff sprawiał wrażenie człowieka nie przyjemnego, który nie chce rozmawiać z nikim w Poznaniu, czym podpadł poznańskiej publiczności. Holenderska legenda wypowiadała się również o Lechu w nieco lekceważącym tonie. „Kolejorz” niesiony stadionową atmosferą znów stawił czoła „Blaugranie”, o awansie zadecydował rzuty karne. Rywalizację mógł skończyć Bogusław Pachelski, ale nie trafił karnego, później Lech odpadł. Kibice w Poznaniu długo po zakończonym meczu zostali na swoich miejscach i olani łzami smutku dumnie dziękowali swoim bohaterom. Po takim meczu można było śnić o wielkim Lechu, Pachelskiemu po latach kibice dziękowali za ten mecz i nikt nie miał mu na nic za złe. Po meczu pochwalił drużynę z Poznania Johann Cruyff, czym odkupił swoje winy. Barcelona wygrała puchar zdobywców pucharów, a Lech podobnie jak w starciu z Aberdeen odpadł ze zwycięzcą trofeum.
Nie licząc pojedynczych pięknych chwil, jak wyeliminowanie Panaithinaikosu Ateny w 1990 roku, czy dwóch mistrzostw Polski z lat 90 Lecha zaczęły ogarniać czarne chmury. Były one spowodowane narastającymi długami, które odbiły się również na wynikach. Konsekwencją tego było coś, czego nikt w Poznaniu sobie nie wyobrażał, spadek Lecha do drugiej ligi w 2000 roku.
Wówczas mieliśmy do czynienia z Lechem biednym, który w początkowej fazie gry na niższym szczeblu rozgrywek sportowo nie dawał nadziei na awans. Jednakże Poznań pozostał miejscem, w którym wiara w odbudowę „Kolejorza” pozostała niezłomna. Klub został przejęty przez trio MLS (Majchrzak, Lipczyński, Sołtys), czyli osoby związane z kibicami. Osoby zarządzające Lechem Poznań musiały zmierzyć się z wieloma trudami związanymi z brakiem pieniędzy i szukaniem ich na wszelkie możliwe sposoby. Wiązało się to z kreatywnością i innowacjami marketingowymi nieznanymi w innych klubach. Powołano do życia Lech Business Club, czy pierwszy w Polsce klubowy sklep sportowy. W drugiej lidze nastały lepsze czasy, ich kwintesencją był mecz przeciwko Pogoni w Pucharze Polski, kiedy Lech niesiony dopingiem stadionu awansował po 15 seriach rzutów karnych i znakomitej postawie Norberta Tyrajskiego. Był to kamień węgielny pod powrót zespołu do Ekstraklasy, rok później Lech powrócił do Ekstraklasy i jest w niej do dziś. Świętowanie awansu było tak huczne, że kibice do późnych godzin nocnych w wielotysięcznej grupie udali się na Stary Rynek. Lech w drugiej lidze był fenomenem w skali polskiej, gdyż mimo sukcesów w Ekstraklasie Amici Wronki czy Dyskobolii Grodzisk Wlkp. o tych klubach się nie mówiło, każdy żył Lechem poprzez dużo większe zainteresowanie społeczeństwa.
Lech mający problemy finansowe był także miejscem, w którym piłkarze mający problemy zdrowotne czuli, że nie idą sami. Jednym z przykładów był Justin Nnorom z Nigerii, który po daniu kibicom Lecha Poznań wiele radości, później jednak musiał zmierzyć się z kontuzją, która mogła skończyć się amputacją nogi. Lech widział, że Nnorom długo nie będzie dostępny, jednakże zdecydował się mu opłacać kontrakt i okazać wsparcie. Sam Justin okazał klubowi dług wdzięczności, dziś jest radnym Dopiera i chętnie wspiera Kolejorza. Inny przykład to Waldemar Piątek, który zapowiadał się na najlepszego bramkarza Lecha Poznań od lat. Choroba alergiczna sprawiła, że nie był przez długo dostępny i Lech wiedząc o tym również przedłużył jego umowę, samemu mając koszmarne problemy finansowe. Piątek do dziś czuje się związany z Lechem, co pokazał w ostatnim meczu z Termaliką, gdzie jako członek sztabu szkoleniowego Termaliki dziękował kibicom Lecha Poznań za wsparcie i życzył dubletu na stulecie.
Trio MLS miało przygotować Lecha na przejęcie klubu przez bogatego inwestora, początkowo miał być Jan Kulczyk, okazała się nim holding Amica. Przed fuzją w 2006 roku doszło jednak do najbardziej romantycznego momentu w historii Lecha Poznań. Nieoczekiwanie walczący wcześniej o utrzymanie i mierzący się z problemami na wielu frontach Lech zdobył puchar polski. Przyczyną teog było świetne przygotowanie taktyczne przez raczkującego na trenerskiej drodze dzisiejszego selekcjonera reprezentacji Polski Czesława Michniewicza, a także pełne poświęcenie piłkarzy. Sukces Lecha Poznań wydawał się w tamtych czasach tak groteskowy, że na papierze nie można go równać z meczami z Athletic Bilbao, Barceloną czy dubletem za czasów trenera Łazarka, jednakże biorąc pod uwagę fakt z czym Lech się zmagał i czego dokonał, zdobycie pucharu było jednym z najbardziej podniosłych momentów w historii Lecha. 2004 rok był czasem, kiedy społeczeństwo poznańskie nie miało tyle rozrywek, ile dzisiaj. Poznaniacy w pełni żyli Lechem, co było widoczne w przepełnionych wokół Starego Rynku pubach. Eksplozja radości po zdobyciu pucharu trwała w Poznaniu bardzo długo, a film „Droga po Puchar” pokazuje rangę tego wydarzenia.
Po przejęciu klubu przez rodzinę Rutkowskich nadzieje i apetyty w Poznaniu wzrosły. Kibice stęsknieni za wielkim Lechem walczącym o mistrzostwo Polski mieli nadzieję, że ten moment nadejdzie szybko. Do Poznania zaczęli przychodzić jakościowi piłkarze, jak Rafał Murawski, Hernan Rengifo, czy Manuel Arboleda. Lech trenera Smudy kojarzył się z terminem „fino alla fine”, czyli grą do samego końca i rozstryzganiem losów spotkania w końcówkach. Śmiało możemy powiedzieć, że momentem definiującym tamtego Lecha był gol Rafała Murawskiego w meczu z Austrią Wiedeń w dogrywce, który zapewnił Lechowi grę w Pucharze UEFA. Na kolejne mistrzostwo Polski kibice w Poznaniu musieli czekać aż 17 lat.
W 2010 roku po zdobytym mistrzostwie Polski ponad 40 tysięcy kibiców Lecha Poznań zebrało się na Starym Rynku, aby świętować sukces ukochanej drużyny. Mieliśmy wówczas do czynienia z bardzo jakościową drużyną pełną talentów i taktycznego ułożenia. Jednym z nich był sprowadzony ze Znicza Pruszków Robert Lewandowski. Pamiętam jak w dzieciństwie zobaczyłem jego bramki w Zniczu, sprawdziłem w telegazecie, że jest młody i prowadzi w klasyfikacji strzelców II ligi. Po paru miesiącach byłem cały w skowronkach, jak zobaczyłem, że taki talent przychodzi do Lecha Poznań. Korona króla strzelców i zdobyte mistrzostwo Polski pozwoliły mu wyjechać do Borussi Dortmund, nikt nie sądził, że będziemy mieli do czynienia z telentem na taką skalę. W Lewandowskim coś magicznego widział Jurgen Klopp, który jeszcze w trakcie gry Roberta w Lechu przyjechał do Poznania, nałożył na siebie kaptur, aby nikt go nie rozpoznał i oglądał jego poczynania w niebiesko-białych barwach.
Lech Poznań zdobywający mistrzostwo Polski w 2010 roku fenomenalnie poradził sobie w Europejskich pucharach. Lewandoskiego w sposób nietuzinkowy zastąpił Artjoms Rudnevs, piłkarz dotknięty palcem bożym. Łotysz od samego początku działał na wyobraźnię kibiców, którzy w dużej mierze przychodzili na stadion dla jego dryblingów, strzałów i bramek. Apogeum jego kariery w Poznaniu to mecz z Juventusem w Turynie, w którym strzelił hat-tricka. Najbardziej zapadła mi w pamięć trzecia bramka, gdyż przed chwilą wydawało się, że Alessandro Del Piero strrzelił tak pięknego gola, że po prostu nie da się zrobić tego lepiej. Artjoms to zrobił i zerwał pajęczynę w Turynie! Lech rywalizujący w Lidze Europy, pokonujący Manchester City i eliminujący Juventus do dziś pozostaje moim najlepszym osobistym wspomnieniem związanym z klubem. Uważam, że tamta kadra mająca w składzie Stilicia, Rudnevsa, Peszkę, Kriwca, Injacia, Djurdjevicia, Arboledę, Bosackiego, Henriqueza i wielu innych jakościowych piłkarzy była najlepsza, jaką pamiętam w Lechu Poznań.
Chociaż na chwilę spragnieni wielkiego Lecha kibice mogli zobaczyć lokomotywę, która spełnia ich marzenia. Niestety zarząd klubu popełnił wówczas nienajlepsze decyzje i Lech poza jednym mistrzostwem zdobytym w 2015 roku w ostatnich latach stał się klubem, który rozczarowuje i zawodzi oczekiwania społeczeństwa.
Kibicowanie Lechowi od najmłodszych lat jest miłością trudną, która wymaga przetrwania wielu ciężkich chwil, ale również piękną, kiedy widzimy na stadionie wielką wspólnotę i wiarę w wielkiego Lecha. W żadnym innym klubie w Polsce nie widzę takiego poruszenia społecznego jak w Poznaniu, kiedy Lech tylko zaczyna dawać nadzieję, że nadchodzą lepsze czasy. Mieliśmy do czynienia z takim zjawiskiem w sezonie 19/20, kiedy Lech mający za sobą bardzo trudne miesiące postawił odważnie na młodzież, która zaczęła seryjnie wygrywać mecze. Wówczas zapomniano o agonii i frekwencji 10 tysięcy na stadionie, od razu przyszło ponad 30 tysięcy fanów. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia w obecnym sezonie, kiedy Lech w starciach z Wisłą Kraków, czy Śląskiem Wrocław zapewniał kibicom pokaz rock’n’rolla, a ci bardzo tłumnie pojawili się na stadionie przy Bułgarskiej.
Kiedy Maciej Skorża przejmował po raz drugi Lecha Poznań zastał sytuację w drużynie dramatyczną. Dziś twierdzę jednak, że nie był to pacjent umarły, tylko taki, któremu trzeba było podać tlen i wróci do normalnego funkcjonowania. Lech trenera Żurawia oparty na młodzieży potrafił grać radosną dla oka piłkę, zdobyte v-cemistrzostwo pobudziło apetyty i dało wiarę w sukcesy. Na fali entuzjazmu „Kolejorz” w efektownym stylu awansował do Ligi Europy, która ostatecznie okazała się gwoździem do trumny byłego trenera Lecha. Brak szerokiej kadry spowodował kiepskie rezultaty, a te wywołały problemy mentalne, które tylko się pogłębiały. Maciej Skorża po przepracowaniu okresu przygotowawczego latem wzmocnił parę pozycji i Lech z miejsca, które jest definicją słabości i rozczarowania ucznił takie, na które tysiące kibiców przychodzą co mecz zdzierać gardła i wierzyć w końcowy sukces. Świetna jesień pobudziła apetyty i coś, co wydawało się niemożliwe, dziś staje się obowiązkiem. Jeśli Lech Poznań na 100-lecie klubu posiadając tak szeroką kadrę nie zdobędzie mistrzostwa, miasto bardzo długo pozostanie rozczarowane.
Osobiście każdego dnia żyję walką o mistrzostwo Polski i mimo słabszej gry w rundzie wiosennej wierzę, że drużyna w trudnym momencie pokaże jakość i siłę mentalną, która w walce o tytuł jest kluczowa. Ze wsparciem nadszedł Tomasz Kędziora, który w obliczu wojny w Ukrainie zdecydował się odroczyć swój wyjazd do lepszych lig i pomóc ukochanemu klubowi w zdobyciu mistrzostwa.
Lech przez 100 lat swojej historii doprowadzał swoich kibiców do wzruszeń, zachwytu, wściekłości i łez. Wszystkie wymienione cechy są widoczne także w naszych rodzinach, sympatiach, przyjaźniach. Zapewne to 100-letnie dziecko jeszcze niejednokrotnie nas wzruszy, wkurzy i da nam chwilę radości. Kochajmy je i budujmy w kolejnych pokoleniach piękną wspólnotę, jaką jest Lech Poznań. W górę serca, niech zwycięża Lech!
Radek Laudański
fot. Wikipedia